Jak już wielokrotnie pisałem, ważne jest dla mnie, aby nóż był możliwie prosty w budowie, pewny w działaniu i jako tako ciął. Zaostrzone łomy czy dłuta nigdy mnie nie interesowały, podobnie jak i świecidełka z różowymi kokardkami i okładzinkami z egzotycznych materiałów.

Wszystkie powyższe spełnione kryteria były powodem, dla którego skierowałem swój wzrok ku ofercie firmy Chris Reeve – nożom z serii one piece range, a konkretniej, ku małemu modelowi do codziennego noszenia Shadow 3.

Istotą tej rodzinki jest bardzo prosta, a jednocześnie sprawdzona budowa. Podczas gdy podobne noże z głownią stałą o konstrukcji tzw. full tang posiadają nałożone na stal dodatkowe okładziny z drewna, micarty czy g-10, OPR Chrisa Reeve są w całości wykonywane z jednego kawałka stali wysokowęglowej A-2 i hartowane na całej swojej powierzchni.

Wpływa to przynajmniej na dwie niewątpliwe ich zalety. Na wytrzymałość – nie wyobrażam sobie sytuacji, w której możliwe byłoby złamanie noża przy jelcu czy na rękojeści (już prędzej złamałoby się ostrze). Wreszcie na łatwość utrzymywania w czystości. Pracowałem tym nożem w wilgotnym, nieprzyjaznym środowisku i o ile mój Strider – MFS schnął po takiej robocie 3 godziny, o tyle jedyne, co musiałem zrobić z moim Shadow 3 po pracy, to opłukać go wodą i wytrzeć.

Co do rdzy, jeszcze nie miałem z nia kłopotów gdyż raz, stal A-2 pomimo, że wysokowęglowa, nie rdzewieje wcale tak łatwo, a dwa, cały nóż poza krawędzią tnącą rzecz jasna, pokryty został specjalną powłoką zabezpieczającą Gun Kote, która jest trwalsza od powłok na bazie żywic epoksydowych i zapewnia większą łatwość cięcia (nie posiada takiej agresywnej tekstury).

Aby zapewnić wygodne trzymanie noża i zapobiec jego wyślizgnięciu w czasie pracy, firma Chris Reeve postanowiła naznaczyć rękojeść Shadow 3 specjalnymi żłobieniami,widocznymi na zdjeciu po lewej. Dzięki nim nigdy nie miałem kłopotów z pewnym uchwytem noża nawet brudną czy spoconą dłonią.

Na temat tego noża panuje kilka skrajnych, nie zawsze przychylnych opinii, opartych na autopsji bądź nie – nie wnikam. Po pierwsze, niektórzy narzekają na niewygodną, zbyt owalną rękojeść. Cóż, wiadomo – każdy dłonie ma inne, bez zbędnego wazeliniarstwa musze jednak napisać, że mnie Shadow 3 leży w dłoni bardzo wygodnie (choć bez bicia przyznaję, że modele z serii OPR o ostrzu o długości 5,5″ były juz mniej przyjazne dla ręki).

Część osób zarzuca mu także nieużytkowy kształt ostrza i stosunkowo krótko poprowadzony szlif. Na całe szczęście Shadow 3 posiada umiarkowaną grubość poprzeczną (0,177 cala), przez co nie klinuje się w ciętym materiale na tyle, żeby jakoś specjalnie utrudniać pracę. Choć wiadomo, Sebenza (lub jakikolwiek inny nóż z wyżej poprowadzonym szlifem) sprawuje się w tej kategorii o niebo lepiej…

Wreszcie skórzana pochwa Pancake, która posiada chyba tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jest co prawda elegancka, pewnie trzyma nóż w środku, jednak z wygodą jej noszenia jest już średnio. Próbowałem nosić Shadow 3 na pasku z przodu z prawej i lewej strony. W obu przypadkach, kiedy musiałem się schylić, aby przykładowo zawiązać buta, ryzykowałem posiniaczenie żeber, a w najlepszym przypadku obtarcie od nacięć na rękojeści. Ostatecznie nóż zawędrował do tyłu z prawej strony i ten sposób jest w miarę wygodny, choć wciąż bardziej preferowałbym kydex i tek lok poziomo na pasku.

Noże z serii one piece range Chrisa Reeve są stosunkowo mało popularne w naszym kraju (a przynajmniej takie odnoszę wrażenie) ale wiele zyskują przy bliższym kontakcie – na zdjęciach rzeczywiście nie wyglądają za ciekawie. Jednak tak to już jest – albo otrzymujemy dziełko sztuki, zachwycające otoczenie swym pięknem, albo małego, szarego brzydala nie do zdarcia, „zarabiającego na siebie” pracą, quid pro

Dziękujemy DARKowi za udostępnienie fotografii