Nóż obozowo-wyjazdowy z prawdziwego zdarzenia musi nadawać się do wszystkiego. Poza zwykłym robieniem kanapek i struganiem patyków na ognisko musi mi pomóc zbudować schronienie, narąbać drewna i przygotować posiłek. Wiadomo więc, że gabaryty będzie miał trochę większe niż przeciętna finka ZHP. Nie ma oczywiście noży idealnie uniwersalnych, ale survivalowy nóż EDC musi być jednocześnie wykałaczką, brzytwą, scyzorykiem i siekierką . Po prostu nie zawsze mogę tachać ze sobą zestaw narzędzi które (ewentualnie) mogły by mi się przydać.Nie raz popełniłem tak głupkowaty błąd, że zabrałem się na wyprawę z całym dobrodziejstwem żelaznego inwentarza a potem przez dwa tygodnie zastanawiałem się, czy mój ukochany toporek Fiskarsa nie kwalifikuje się do niespodziewanej acz długiej wizyty w mijanych pokrzywach a ciężki multitool mógłby stać się przecież znakomitym prezentem dla świeżo zapoznanego drwala. Podobno im mniej na garbatym grzbiecie tym lepiej, a każde dodatkowe obciążenie to potężny wydatek sił dla Organizmu. Jeden nóż musi wystarczyć i koniec. Powtarzam sobie to za każdym razem.

Ponieważ jestem niereformowalny jak socjalizm – nigdy nie udało mi się wyjechać z jednym nożem. Gdybym jednak został do tego zmuszony, bez wahania wybrałbym SRK.

Z wielu noży nad których zakupem się zastanawiałem, SRK zwrócił moją uwagę nienachalną elegancją i potężną konstrukcją pozbawioną toporności. Żadnych bajerów rodem z Rambo. Prosty, skuteczny i nieprzegadany. W dodatku za całkiem przyzwoita cenę.

Pierwszą premię pieniężną od jednej z paskudnych międzynarodowych korporacji w których pracowałem postanowiłem zainwestować w porządny nóż. Bez zastanowienia wybrałem SRK. Taki nóż najpierw za człowiekiem łazi. Dosłownie. Robisz sobie kanapkę z mielońcem i myślisz: Szkoda, że nie mam SRK. Widzisz kawałek fajnej liny wystający z ziemi. A tu nadal nie ma SRK. Pijesz piwo z najlepszym przyjacielem, który opowiada ci właśnie świetny dowcip. Cholernie brakuje ci SRK do odkapslowania tego i owego. No żesz murwa! Ile tak można?

No to go kupiłem. A co! Pięć minut po wizycie w bankomacie zameldowałem się pod sklepem z nożami.

– Dzień dobry. SRK raz poproszę.

I już był mój. Czarny jak Muhammad Ali po espresso o trzeciej nad ranem. Ostry jak roztańczona hiszpańska dziwka w portowej tawernie. Zgrabny jak jaskółka oknówka na pięć minut przed letnim deszczem. Piękny jak cholera albo nie wiem co inne. Po prostu SRK.

Budzi respekt. Niedawno byłem świadkiem, jak w Świecie Noży pewien jegomość zastanawiał się nad wyborem pomiędzy Czarnym SRK a Stalowym Master Hunterem (też ze stajni Cold Steela). Oczka mu się świeciły do czarnego drania, ale zapytał się towarzyszącej mu kobiety co sądzi o wybranych przez niego nożach.

– Ten jasny mi się bardziej podoba – odpowiedziała. – Tego drugiego to ja się boję.

Podczas jednego z bieszczadzkich testów paradowałem z SRK u boku w knajpie w Chmielu, co w tych okolicach jest rzeczą najzupełniej normalną. Po krótkiej rozmowie, jeden z tubylców wskazał na nóż i powiedział. – Takich czarnych to ja nie lubię. Zdziwiłem się niemożebnie, bo po raz pierwszy zdarzyło się, by ktoś mi tutaj zwrócił uwagę na niestosowność noszenia taktycznego ekwipunku.

Zupełnie nie rozumiem dlaczego ludzie się go boją. Wystarczy ten nóż wziąć do łapy, by zrozumieć, ze to narzędzie a nie broń. Czarny kolor to tylko ochrona przed rdzą a nie taktyczne maskowanie. Nie da się jednak ukryć, że SRK nie wygląda na przedmiot pokojowo nastawiony do bliźniego. Dlatego postanowiłem go trochę oswoić.

Konstrukcja

Ponieważ często będę się odnosił do szczegółów budowy noża, na początek kilka słów o konstrukcji noża Cold Steel Survival Rescue Knife czyli SRK właśnie.

Głownia noża jednosieczna z wysokowęglowej stali Carbon V. Pióro ze ścięciem i fazowaniem grzbietu a więc klasyczny clip-point. Fałszywe ostrze wyprowadzone na tępo z możliwością łatwego utworzenia krawędzi tnącej. Szlif płaski, sięgający ponad 2/3 wysokości klingi. Wyraźny próg z nazwą producenta z jednej i napisem „SRK” z drugiej strony.

Rękojeść jest z gumiastego Kratonu ze zintegrowanym dolnym jelcem, prostokątna w przekroju, zaokrąglona na krawędziach i pokratkowana dla poprawienia uchwytu. Pochwa z plastikowego Concealexu z rastrem pozwalającym na zamocowanie dużego Tek-Locka. Symetryczna konstrukcja umożliwia noszenie noża po prawej jak i po lewej stronie (wiwat mańkuty!).

Dane Techniczne

  • Długość całkowita: 270 mm
  • Długość głowni (bez progu): 135 mm
  • Długość głowni (z progiem) : 155 mm
  • Wysokość głowni: 30 mm
  • Grubość głowni: 5 mm

Pierwszy wyjazd.

Mój pierwszy raz z SRK to zima w Bieszczadach. Zimno, chłodno, głodno i do domu daleko. W dodatku banda pijaków na karku. Wliczając w to parę osób (niekoniecznie płci męskiej), które o łażeniu po górach w zimie mają takie pojęcie jak ja o doryjskich Heraklidach najeżdżających Attykę. Szczerze mówiąc – też nie jestem specem od zimowego napierdzielania po śliskim pod górkę. Nie da się jednak ukryć, że pomiędzy piwkami lubię poleźć sobie zimą w jedno albo dwa dziwne acz urokliwe i dzikie miejsca .

Zima ma taka dziwną właściwość, ze jest zimna. Dlatego też dobrem pierwszej potrzeby, niezbywalnym i niezbędnym staje się drewno na opał. Pod okapem bacówki w której spaliśmy leżał sobie już od wczesnej jesieni całkiem pokaźny stosik brewion. Podobnie jak zima, również one posiadały pewną dziwną właściwość – były za grube by zmieścić się do kominka. A tenże kominek był naszym jedynym źródłem ciepła (nie licząc starodawnej metody rozgrzewania się nawzajem ciepłotą własnego ciała tudzież napojami wysokooktanowymi). Przyszedł więc czas na pierwszy poważny test mojego najnowszego nabytku.

SRK wyszedł z tego testu zwycięsko. Dzięki swojej wadze i profilowi bez problemu rozłupywał dość ciężkie krewiona na eleganckie szczapy. W większości przypadków sztuczka ta udaje się za pierwszym uderzeniem, jednak gdy w drewnie znajdują się twarde sęki trzeba sobie pomóc drugim brewionem. Uderzamy po prostu kilka razy w grzbiet klingi. W dziewięciu przypadkach na dziesięć upierdliwy kawałek drewna poddaje się niszczycielskiej sile SRK i tylko nieliczne fragmenty przypominające mutanty z Fallouta musimy odłożyć z powrotem na stos.

Wiem doskonale, że dałoby się tą samą robotę zrobić przy pomocy najzwyklejszej siekierki z gieesu, najprawdopodobniej pięć razy szybciej i osiem razy łatwiej. Co z tego? Rąbanie drzewna SRK na oczach zdumionej publiczności daje o wiele więcej frajdy a i nie wszędzie daje się zabrać ze sobą siekierkę czy tam inny toporek. SRK można wziąć zawsze i wszedzi.

Ukoronowaniem dziewiczej rąbaniny był wieczorny test pokazowy. Mój SRK, przyozdobiony o pierwsze rysy na powierzchni powłoki antykorozyjnej podjął się śmiałego wyzwania i wystąpił w charakterze gilotyny do papieru. Ot, taki niewinny sprawdzian możliwości tnących narzędzia które dopiero co porąbało kilkanaście bali buczyny. Wkładaliśmy więc nóż w szpary pomiędzy deskami blatu sosnowego stołu i używając SRK jako dźwigni cięliśmy kartki A4 na równiutkie paski. Nie wiem po co i na co, ale robiło toto wrażenie. Czyste cięcie, bez poszarpolonych krawędzi i najmniejszego oporu ze strony kartki. Czysta poezja.

Niestety, ten pierwszy dzień testów wykazał jeden potężny mankament SRK. Nóż rdzewieje w zastraszającym tempie. Jeszcze tego samego wieczoru na powierzchni nieosłoniętej niczym krawędzi tnącej pojawiły się pierwsze ciemne plamki. Niby normalna sprawa – śnieg, wilgoć, plus ostra praca to nie są idealne warunki dla stali Carbon V o dużej zawartości węgla. Do tego trzeba doliczyć duża amplitudę temperatur pomiędzy trzaskającym na zewnątrz mrozem a bacówką w której huczał wesoło rozhajcowany do czerwoności kominek. Tak to już jest jak się wybiera węglówkę – świński kompromis w świecie stali. Duża wytrzymałość na odkształcenia i świetne utrzymanie ostrości za cenę nieprawdopodobnego wręcz braku odporności na korozję.

Dlatego SRK wymaga od właściciela wyjątkowej dbałości i częstej konserwacji. Można zainwestować w specjalistyczne olejki syntetyczne i inne militeki, a nawet spśikać nóż od czasu do czasu WD-40 lub czymś podobnym. Nie ukrywam jednak, że żarcie przygotowane tak zakonserwowanym nożem smakuje wyjątkowo podle. Dlatego używam oliwy z oliwek. Niekoniecznie z pierwszego tłoczenia. Wystarczy dowolny olej spożywczy, choć Mój Osobisty Rusznikarz twierdzi, że niezastąpiony przy takiej robocie jest olej lniany. Możliwe – nigdy nie próbowałem.

Kuchnia

Skoro już jesteśmy przy jedzeniu, to trzeba przyznać, że SRK nie jest w kuchni nożem genialnym. Powiedziałbym nawet, że plasuje się trochę poniżej nożowej średniej statystycznej. Grubość ostrza, tak przydatna przy cięższych pracach, znakomicie przeszkadza przy najprostszej kuchennej czynności czyli pokrojeniu chleba na śniadanie. Trzeba po prostu odrobiny wprawy i samozaparcia. Nóż najpierw wbija się jak w masło, po czym następuje mozolna wędrówka przez bochenek w czym dodatkowo przeszkadza opór stawiany przez powłokę antykorozyjną. W dodatku trzeba uważać by utrzymać stały kąt ostrza aby kromka chleba choć trochę przypominała to co zwykliśmy za kromkę uważać, a nie jakiś bezkształtny i pomięty glut. Niestety (a może na szczęście) – to nie jest nóż do chleba, choć trzeba mu przyznać, że kroi się lepiej niż n.p. Victorinoxem. Długość ostrza SRK przekracza standardową grubość bochenka. Nie musimy więc przynajmniej kroić naokoło i unikamy słynnego efektu obierania chleba w spiralę. Jeśli rozumiecie co mam na myśli.

Szatkowanie cebuli i czosnku nie sprawia już takich kłopotów. Jeśli nóż jest ostry to w warunkach polowych zrobimy to szybciej niż standardowym kuchenniakiem. O smarowaniu chleba masłem przy pomocy SRK możemy jednak zapomnieć. Jest na to stanowczo za duży.

Dopiero jednak przy prawdziwie męskich pracach, takich jak otwieranie puszek z mielońcem (Tak, wiem. Można otwieraczem.), rąbanie i rozbiór mięsa, oddzielanie kości i ścięgien, wyprawianie skóry SRK pokazuje co potrafi. To po prostu wymarzony nóż dla myśliwego. Jedyne z czym sobie niespecjalnie radzi to skórowanie. Ale do skórowania są skinnery, tak jak do wkręcania śrub są śrubokręty.

Praca

SRK żadnej roboty się nie boi. Przez ponad rok intensywnego użytkowania bardzo rzadko zamieniałem go na inne narzędzia. Nawet te specjalistyczne. Przez cały czerwiec i lipiec 2004 był moim podstawowym wołem roboczym. Pomógł mi dwukrotnie wyciąć i okorować dwanaście ośmiometrowych żerdzi leszczynowych pod budowę tipi. Pomógł wybudować płotek, ławy, stół i ramę do suszenia skór. Robił też za skrobaczkę do oprawiania tychże skór. Codziennie dostarczał drzewa na opał. Używałem go dziesiątki razy do odpalania ognia za pomocą magnezjowego krzesiwka. Wycinał kije przeprawowe do przedzierania się przez błoto i rwący San. Ciął liny, taśmy i stalowy drut. Pomagał wymienić pęknięty resor na stokówce przy granicy rezerwatu. Jedynie w kuchni wolałem starego, dobrego Opinela. Do wszystkiego innego używałem SRK. Zabieram go nawet na jednodniowe wyprawy. Zawsze przytroczony do paska z tyłu w pozycji cross-draw. Po dwóch tygodniach uzywania nie zauważałem nawet jego ciężaru i zdarzało mi się zapominać, ze w ogóle tam jest. Przyrósł mi do dupska. Tak fajny jest.

Wytrzymałość

Dzięki swojej grubości, w dodatku praktycznie takiej samej na całej długości głowni (nie licząc kończącego ją clip-pointa), SRK jest piekielnie wytrzymały na wszelkie naprężenia boczne. Podważałem nim deski, wyważałem kratki wentylacyjne i nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy obawiać się że z nożem może się stać coś nieprzyjemnego. Wystarczy zresztą obejrzeć propagandowy filmik Cold Steela, na którym widać bez żadnego oszukaństwa jak tłustawy Amerykanin wiesza się na SRK zawieszonym na wysokości około dwóch metrów.

Wyważenie

SRK ma środek ciężkości w okolicach progu tuż za jelcem. Dzięki temu przesunięciu ciężaru w stronę czubka znakomicie spisuje się przy rąbaniu materiałów wszelakiej proweniencji (uchwyt młotkowy). Znakomicie prowadzi się w łapie i już lekkie ruchy nadgarstka pozwalają operować nożem we wszystkich płaszczyznach (uchwyt floretowy). Mimo to przydałyby się nacięcia na początkowej części grzbietu, pozwalające na wygodne oparcie kciuka przy precyzyjnym śmiganiu czubkiem, np. wycinaniu w korze drzewa napisu LOVE. Od biedy może służyć nawet jako rzutka, ale staram się unikać takich testów.

Ciężar

Przyzwoity. Nóż jest odpowiednio ciężki by można nim rąbać drzewka do 8-10 cm średnicy czyli tzw. standardowe żerdzie M1 (pozyskane kosztem nabywcy u okolicznego gajowego). Jednocześnie nie waży aż tyle, byśmy nie poradzili sobie z lżejszymi pracami obozowymi czyli tradycyjnym krojeniem pomidora czy struganiem patyków na kiełbaski. Dzięki takiej wadze mamy do czynienia z nożem prawie uniwersalnym (czyli takim co nadaje się do wszystkiego choć w żadnej dziedzinie nie jest mistrzem świata).

Podsumowanie

Mam do SRK bardzo osobiste podejście, bo to był mój pierwszy nóż z prawdziwego zdarzenia. Mimo mankamentów i niekoniecznie precyzyjnego wykonania – to świetny sprzęt. Szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę stosunek ceny do jakości i osiągów. Po prostu numero uno w klasie ekonomicznych noży terenowych ze stałą głownią. Są noże lepsze od niego, nie da się ukryć. Ciężko jednak kupić coś bardziej wszechstronnego, odpornego i przy tym pięknego za takie pieniądze. Cóż więcej dodać? Na pewno się jeszcze nieraz przyda. Nie przepuszczę żadnej okazji by się nim pobawić. Pewnie jeszcze dzisiaj.