Firma Gerber znana jest z produkcji noży użytkowych, które swą popularność zawdzięczają przede wszystkim atrakcyjnej cenie. Materiały ze środkowej półki pozwalają na wykonanie noży, które mają doskonały stosunek ceny do jakości. Gerber Freeman to seria noży typowo myśliwskich.W skład tej grupy wchodzą:

  • Freeman Folder Drop Point
  • Freeman Folder Gut Hook
  • Freeman Fxchange a Blade
  • Caping Knife
  • Fixed Blade

Wszystkie łączy użyte na okładziny drzewo gruszy (pear wood), które nadaje piękny charakter każdemu z noży.

Posiadany przeze mnie model to Freeman Folder Drop Point. Posiada ostrze wykonane ze stali 440A, pięknie satynowane. Nóż jest ciężki – 190 gram, co daje nam poczucie wagi podczas pracy. Oś główna skręcona została śrubą typu torx, co pozwoli w przyszłości wyeliminować ewentualny blade play. Jedynie drewniane okładziny są przykręcone klasycznymi imbusami. Zastosowanie śrub ma ten plus, iż nie miałem problemu z rozebraniem noża i jego porządnym wyczyszczeniem, zwłaszcza, gdy nóż wykorzystywałem do prac podczas polowania.

Blokadę ostrza stanowi popularny ostatnio liner lock, stosunkowo gruby i bardzo pewnie blokujący nóż w pozycji otwartej. Kołek do otwierania znajduje się z dwóch stron ostrza, tak więć zadowoleni będą również leworęczni użytkownicy. Nacięcia na krawędziach uniemożliwiają przypadkowe wysunięcie noża z dłoni, a bardzo spory otwór w tylnej jego części pozwala przewlec pętlę z linki. Nóż w dłoni leży bardzo pewnie, nie sprawiając wrażenia, iż może z niej wypaść. Pękata rękojeść pozwala na mocny chwyt.

W komplecie dostajemy także pochewkę na pas, wykonaną z nylonu. Niestety pozwala ona na noszenie noża tylko w pionie, ale w poim przypadku po kilku przymiarkach rolę pochewki poziomej doskonale przejęło etui od telefonu komórkowego. Skórzane, pięknie wykonane, ładnie objęło cały nóż.

Freeman folder jest fabrycznie ostry jak brzytwa, bez problemu radzi sobie z zarostem na przedramieniu, tudzież z kartką papieru, którą tnie, aż miło. Jakoś nie ciągnęło mnie do bawienia się w cięcie pomidorów i tym podobnych, gdyż wiedziałem, iż za kilka dni nóż przejdzie konkretny test w terenie. Jedyną domową pracą, jaką wykonałem, było pocięcie dla córki papieru do szkoły i sznurka.

Wybierając się na polowanie, do noża przywiązałem spory kawałek linki tak, by móc swobodnie opleść ją wokół nadgarstka, tudzież w razie potrzeby zawiesić na szyi, a sam nóż schować do górnej kieszeni kurtki. Polowanie to swego rodzaju misterium. Przygotowania do wyjścia w las, sprawdzenie broni palnej i oczywiście przygotowanie noża, który pomoże oporządzić upolowaną zwierzynę, a także pomóc na koniec z ogniskiem. Kiedyś na moim pasie wisiał sobie fixed, który troszeczkę denerwował mnie swoją wielkością i ciężarem. Zresztą nie nosiłem go zbyt długo, bo mój nóż został zgubiony w lesie, wbity w ściółkę. Rynsztunek myśliwski do lekkich nie należy, zwłaszcza, gdy poza bronią niesiemy dodatkowe ładunki, latarkę, lornetkę, składane krzesełko, manierkę i inne niezbędne rzeczy. Freeman wsunięty do wspomnianego etui od telefonu komórkowego powędrował na pas, gdzie praktycznie zniknął.

Polowanie, jak to polowanie. Niesamowite przeżycie, adrenalina i radość z upolowanej zwierzyny. No i oczywiście mniej przyjemna rzecz, czyli oprawienie pokotu. Byłem bardzo ciekawy, jak spisze się Freeman w tej roli, a miałem lekki stres, gdyż większość kolegów raczej nieufnie patrzyła na „scyzoryk”, mając na pasach bardzo konkretne fixed. Nóż z łatwością przecinał skórę i wykonywał te czynności, których opisywać nie będę, gdyż raz, iż są mało ciekawe, a dwa – no nie są zbyt poetyckie.

Nóż spisał się dobrze. Ostrze drop point radziło sobie doskonale z cięciem i przebijaniem. Pękata rękojeść dobrze leżała w dłoni, a nacięcia faktycznie zdały egzamin. Bałem się, iż drewniane okładziny zmienią swój kolor lub ulegną uszkodzeniu w kontakcie z płynami ustrojowymi, ale widać, iż są dobrze zaimpregnowane, gdyż nic takiego nie miało miejsca. Po dłuższej pracy ręka mnie nie bolała, a ciężar noża nie powodował zmęczenia. Przydał się tutaj nadmiar linki, gdyż zawiesiłem nóż na szyi, dzięki czemu miałem go pod ręką, unikając odkładania go. Po pracy wstępnie wyczyściłem nóż z przyklejonego igliwia i zabrałem się za przygotowanie ogniska. Nie jestem zwolennikiem stosowania do rąbania drzew innych narzędzi niż siekiera, więc folder odleżał sobie w etui do momentu przygotowywania kijków do kiełbasek, a także okorowania kilku drągów do siedzenia. Tradycyjne zakończenie polowania: bigos, łyk czegoś mocniejszego z manierki i można usiąść w cieple ognia i porozmawiać z kolegami o wrażeniach. Freeman zrobił rundę honorową, przechodząc z rąk do rąk ciekawskich kolegów. Straszliwie ubrudzony, ale nadal ostry. Wzbudził zainteresowanie zwłaszcza, iż po śmiechach, że to tylko scyzoryk udowodnił, iż potrafi jednak wykonać sporo. Podobał się zarówno kształt ostrza, jak i drewniane okładziny, które aż proszą się by je pokryć myśliwskim ornamentem. Jedynie wątpliwości co do stali były uzasadnione, ale po podaniu ceny, nie było już żadnych uwag.

Podsumowując, nóż Freeman Folder jest modelem dobrze spisującym się w terenie, za co też otrzymał I miejsce w Norymberdze na targach IWA 2004 w kategorii outdoor knives. Dobre i dające poczucie solidności wykonanie, pięknie wyprofilowane ostrze, ciekawa kompozycja satynowanej stali z okładzinami z drewna składają się na nóż, który z powodzeniem można polecić każdemu myśliwemu tudzież wędkarzowi. Stal odporna na działanie wilgoci nie wymaga od nas wyjątkowego traktowania, a budowa noża pozwala na stosowanie go w każdych warunkach. Owszem, marzeniem by było, by przy atrakcyjnej cenie ostrze było z s30v, ale wiadomo, iż to tylko marzenie…