Mick Strider SLCC
Noże firmy Strider fascynują mnie już od jakiegoś czasu. Firma reklamuje swoje produkty jako jedne z najtwardszych na świecie i coś w tym chyba jest, bowiem można im zarzucić, że są proste, drogie, że się nie podobają, choć to oczywiście kwestia gustu, jednak jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś powiedział, że Stridery są słabe czy niesprzyjające ciężkiej pracy.
Model SLCC (skrót od slim line concealex carry w wolnym tłumaczeniu: płaski nóż do noszenia w ukryciu) od dawna chodził mi po głowie, bowiem już od jakiegoś czasu szukałem noża, który łączyłby w sobie użytkowe 4-calowe ostrze, a jednocześnie nie był tak duży, żeby uniemożliwiać wygodne i skryte zarazem noszenie. SLCC z swoimi 4 calami ostrza, zajmującymi na oko ok. 70% długości całego noża sprawdził się w tej funkcji doskonale i noszony na pasku poziomo z tyłu praktycznie znika.
Nóż nie był kupiony jako nowy, pierwszy właściciel zapewniał, że go nie ostrzył i tak rzeczywiście było, niestety wyjęty prosto z kydexu SLCC miał ostrość zdecydowanie poniżej moich wymagań, od razu postanowiłem go więc naostrzyć. Tutaj pojawił się niestety pierwszy (i w sumie jedyny) „zgrzyt”. SLCC naostrzony był minimalnie nierównomiernie, tzn. o ile lewa strona krawędzi tnącej nachylona była pod kątem 20 stopni, o tyle prawa przekraczała go o ok. 2-3 stopnie. Różnica mogłaby się wydać marginalna dla kogoś, kto ostrzy swoje noże z ręki. Ja jednak przyzwyczajony jestem do swojej Tri-angle, z fabrycznie ustawionym kątem 2×20 stopni, w efekcie czego 2 dni zajęło mi naostrzenie SLCC do poziomu golenia włosów, a bywały chwile, kiedy chciałem odesłać nóż z powrotem do Micka.
Przyznam, że trochę byłem zawiedziony faktem, że custom, za który musiałem zapłacić grube pieniądze przyszedł do mnie w stanie, który wymagał tyle pracy, na szczęście tak gruntowne ostrzenie bg-42 mam już za sobą i jedyne, co mogę jeszcze powiedzieć w tej kwestii to: „nigdy więcej”.
Jak na tak niewielki gabarytowo nóż, SLCC leży w ręce niezwykle wygodnie. Głębokie wcięcie na palec wskazujący zapewnia dostateczną ochronę przed zsunięciem się ręki na ostrze, a jednocześnie tak wyprofilowana „rękojeść” zapobiega jakimkolwiek niepożądanym ruchom noża podczas pracy.
SLCC jest stosunkowo grubym nożem i zapewne wytrzymałby testy wbijania czy podważania, jednak tam, gdzie ostrze recurve czuje się najlepiej, jest cięcie. Ciąłem nożem przeróżne rzeczy właśnie po to, aby sprawdzić, jak da sobie radę w różnych zadaniach. Owszem, kromkę chleba czy bułkę da się bez problemu przekroić, ale nijak grubego na 0,2 cala Stridera nie można porównać do Sebenzy, która za sprawą swojego wklęsłego szlifu cięła subtelniej i łatwiej przechodziła przez owoce czy pieczywo. Produkt Micka Stridera najlepiej sprawdził się w starciu z twardymi „gęstymi” przedmiotami, jak tektura czy drewno, które to ciął pewnie i bez utraty ostrości.
Ogólnie jestem jak najbardziej zadowolony z modelu SLCC, jednak najprawdopodobniej pójdzie on „do ludzi”. Sprawdził się we wszystkich powierzonych mu zadaniach, jednak chyba bardziej potrzebuję w tym momencie folder, który (jak to z nożem składanym bywa) zawsze nosi się wygodniej od fixed. Nie zmienia to jednak faktu, że SLCC to maksymalnie prosty, funkcjonalny i mocny nóż o niewielkich rozmiarach wykonany w całości przez samego Micka Stridera.