Był słoneczny wrześniowy dzień. Udałem się do Świata Noży celem zakupienia noża. Potrzebny mi był jakiś, gdyż wybierałem się na Mazury pożeglować nieco ze znajomymi. W tym momencie, każdy „normalny” człowiek powiedziałby, że kupowanie noża z każdego tak błahego powodu trąci jakąś chorobą czy uzależnieniem, lecz tym się w niniejszym tekście przejmował nie będę, z tego prostego powodu, że jest to recenzja, a nie felieton. Tak więc, wracając do tematu, miałem zamiar zakupić kolejnego już Pikutka (recenzja Wysza tutaj), lecz Jarek, tknięty troską o swojego klienta, podsunął mi ciekawą alternatywę. Pozwólcie sobie przedstawić „Nóż do warzyw, ząbkowany” firmy Fiskars, z serii Functional Form. W skrócie – Pomidorek. Nie dałem się długo przekonywać i po chwili, z uśmiechem na twarzy, dziarskim krokiem zmierzałem w stronę domu. Chwila próby dla mojego nowego nabytku miała przyjść już niedługo.

Nóż, jaki jest każdy widzi. Składa się z ząbkowanego ostrza o długości około 11 cm oraz gumowej rękojeści podobnej długości. Właśnie ta rękojeść różni go od Pikutka. Czarna, gruba guma z pomarańczowymi akcentami na obu końcach dobrze trzyma się dłoni, nawet gdy jest mokra nie ślizga się w ręku. Ergonomiczny kształt rękojeści pasuje zarówno do dużych łap jak i mniejszych rączek. Nóż wygląda bardzo estetycznie, stal opatrzona napisem „Fiskars® stainless steel” została ładnie wtopiona w gumę. Tyle o wyglądzie, przejdźmy do konkretów.

Mało czasu miałem żeby dobrze się do Pomidorka przymierzyć w mieście. Kiedy tylko przyjechałem do Węgorzewa, od razu zrobił się potrzebny. Jak to bywa w przyportowych pizzeriach, ciasto nie poddaje się łatwo plastikowym sztućcom. Oczywiście, nie obyło się bez „o rany, a ten znowu z tymi swoimi nożami…”, lecz jak zwykle, kiedy się okazało, że Pomidorek jest ostry jak brzytwa, złośliwe komentarze umilkły, bo wszyscy zajęli się jedzeniem. Smaczna pizza, błyskawicznie pokrojona, równie szybko znikła w naszych przepastnych żołądkach. Chrzest bojowy nóż przeszedł bardziej niż pomyślnie. W niewprawnych rękach znajomych, nieprzyzwyczajonych do ostrych noży, przeciął nie tylko pizze, ale i tekturowe talerze, zostawiając ślady na drewnianych stolikach.

Gdybym miał opisywać każdą sytuację, kiedy Pomidorek okazał się być przydatny, mógłbym właściwie napisać całą książkę o tegorocznej wyprawie na żagle. Cięcie liny, czy to cienkiego fała rollfoka czy grubej cumy, to dla Pomidorka nic trudnego. Wycinanie kijków na ognisko było przyjemnością, ostrzenie jednak musiałem pozostawić innemu nożowi (w tym wypadku był to C.R.K.T. M21-04), z tego prostego powodu, że ząbkowane ostrze nie było do tego celu zbyt wygodne. Cięcie i smarowanie chleba czy prace kuchenne typu przygotowywanie mięsa na grilla stawały się przyjemnością – ten nóż niczego się nie boi. Po rejsie każdy członek załogi chciał taki mieć. Moim skromnym zdaniem, w porównaniu do Pikutka Pomidorek dzięki gumowej rękojeści jest dużo wygodniejszy. Mimo, że przez to nie jest taki płaski jak Pikutek, to jednak myślę, że te parę milimetrów dużej różnicy nie zrobi. Sprzedawany jest w plastikowym czymś, co zakrywa nam ostrze. Od biedy może być traktowane jako pseudo pochwa w czasie transportu w plecaku, lub chronić nam ostrze przed stępieniem, kiedy wrzucamy go do innych sztućców. Oczywiście do czasu, kiedy się nie zepsuje albo zgubi, ale przecież to tylko zwykłe opakowanie. Podsumowując, jest to tani, dosyć uniwersalny nóż na wyjazd, którego nie szkoda będzie nawet zgubić. Zawsze będzie nas stać na następny, a jestem pewien, że każdy kupi sobie drugi, kiedy pierwszego zabraknie. Dobrze mieć do niego coś z gładkim ostrzem i ostrym czubkiem jako uzupełnienie. Prosta konstrukcja, naprawdę wygodna rękojeść pozwalająca na pewny i komfortowy chwyt, porządne ostrze – czegóż chcieć więcej od kuchenniaka?